Zapewne zewsząd słyszycie, że jak upały, to koniecznie też krem z filtrem i dużo wody!
I tak jak zgadzam się z regularnym nawadnianiem organizmu od wewnątrz, tak w przypadku filtrów jestem dość sceptyczna^^
Może przyprawię kogoś o zawał, ale... nie stosuję kremów z filtrem na ciało! :) Nie widzę takiej potrzeby. Nie opalam się i nie leżę na plaży. Jeżeli już wystawiam skórę na działanie słońca nieco dłużej niż zazwyczaj (spacer, bieganie) sięgam po olej kokosowy lub inne olejki z wysokim filtrem.
Nie stosuję filtrów chemicznych. Wybieram te mineralne.
Nie aplikuję kremów z SPF przez cały rok, jedynie latem w te dni, kiedy mamy mocne słońce.
Rezygnuję z typowej ochrony przeciwsłonecznej ciała (nakładam krem do twarzy jedynie na znamiona i tatuaż), jednak nie zapominam o ochronie skóry twarzy.
Mam cerę mieszaną i dość problematyczną, dlatego nie ryzykuję^^ Wiecie przebarwienia, zaskórniki, wysyp po lecie i takie tam....
W mało słoneczne dni sięgam po olej z nasion malin, który jest moim absolutnym letnim hitem w pielęgnacji cery. Szybko się wchłania, nie przetłuszcza skóry, nie zapycha, ma naturalny filtr. Stanowi idealną bazę pod makijaż. W zupełności mi wystarcza. Kiedy jednak nawiedzają nas afrykańskie upały^^ szukam czegoś mocniejszego :) Wybieram krem z min. SPF 30. Musi być mineralny, naturalny i wegański. Wbrew pozorom wybór jest bardzo duży.