Witam gorąco :)
Wrzesień przywitał Nas pięknym słońcem i iście wakacyjną pogodą^^ oby już taki pozostał. Kolorowa, złota jesień to moja ulubiona pora roku! Przynosi mi mnóstwo pomysłów, inspiruje, daje wytchnienie i swego rodzaju głębszy oddech.
Poranny bieg, spacer w lesie, czy wyjście do parku stają się o wiele przyjemniejsze. Nie męczą mnie upały i nie muszę przedzierać się przez metrowe zaspy śniegu^^ Powietrze staje się bardziej czyste, rześkie. Piję gorącą kawę i podziwiam ten piękny krajobraz.
Owszem dni stają się coraz krótsze i słońca jest coraz mniej, ale to także ma swój urok^^ Osobiście uwielbiam długie, jesienne wieczory i nawet deszcz nie popsuje mi humoru :) Uzupełniam swoją biblioteczkę, sięgam po ciekawe smaki herbat i rozgląda się za nowymi zapachami świec. Znajduję czas na domowe spa, wskakuję w miękki szlafrok i grube skarpety :) Chętnie spędzam czas w kuchni przygotowując moje ulubione dyniowe ciasteczka z czekoladą, czy warzywne leczo na obiad. Jesień zdecydowanie ma swój niepowtarzalny urok!
Nawet kwestia garderoby staje się ciekawsza i zachęca do miksowania różnych elementów. Znacznie lepiej czuję się ubrana warstwowo (koszulka, sweter, płaszcz + szalik) niż, kiedy sięgam po top i szorty. Zdecydowanie jestem miłośniczką minimalizmu nie tylko w formie, ale także i w kolorze. Bordowy, biały, czarny i karmelowy to moja paleta :) Wypisz, wymaluj JESIEŃ :) Śliwkowy, gruby sweter z widocznym splotem! Widzicie go? Prawda, że piękny? :) A ciemne kolory na paznokciach? Jak dla mnie prezentują się o niebo lepiej od dających po oczach neonów^^
Cieszę się na ten czas!
Ale nie wypada zaczynać nowego, bez zakończenia starego :)
Żegnam sierpień kosmetykami, które ostatnio skradły moje serce. Zapraszam!
O czarnym mydle pisałam osobną recenzję KLIK Wspomnę jedynie, że to idealna alternatywa dla peelingów mechanicznych i enzymatycznych. Mydło świetnie oczyszcza, złuszcza martwy naskórek, wygładza skórę i przygotowuje ją na inne zabiegi pielęgnacyjne. Jest bardzo wydajne, wystarczy odrobina na całą twarz. Mydło Nacomi dostaniecie w Hebe za ok. 20 zł.
Jakiś czas temu wspominałam Wam o tym, że poszukuję idealnego (czy taki istnieje?^^) podkładu o naturalnym składzie, oczywiście wegańskiego, który nie byłby testowany na zwierzętach. Jeżeli śledzicie mnie na IG wiecie, że zdecydowałam się na Lily Lolo. To jedyne minerały (a testowałam AM, Pixie, Amilie, Uoga Uoga) które nie szkodzą mojej skórze. Kilka dni temu moje pierwsze opakowanie dotknęło dna, zamówiłam więc kolejną sztukę, tym razem w odcieniu Warm Peach (81,90 zł) KLIK Przyznaję, że początkowo przestraszyłam się jego żółtego odcienia, ale po dobrym roztarciu na buzi zupełnie nie widać intensywnego koloru. Podkład ładnie wtapia się w skórę, dodaje jej życia, żółty pigment kryje zaczerwienienia, nie tworząc efektu maski. Lily Lolo jako jedyne z podkładów mineralnych nie ważą się na twarzy i nie tworzą ciastka. Nie zapychają, nie wysuszają skóry, dobrze łączą się z moim kremem SPF 30. Oczywiście nie kryją w 100%, ale akurat tego nie wymagam. Pojedyncze wypryski i większe przebarwienia zakrywam korektorem mineralnym Lily Lolo w odcieniu Barely Beige (51,20 zł) KLIK Do tej pory nie za bardzo go lubiłam, ze względu na jego odcień. W duecie z jaśniejszym podkładem wybijał na wierzch i tworzył nieestetyczną plamę. Teraz w połączeniu z Warm Peach sprawdza się idealnie. Minerały świetnie się ze sobą łączą. Korektor nie powoduje wyprysków, wręcz przeciwnie, zasusza je i leczy. Serdecznie polecam! Cały makijaż utrwalam wodą termalną, która fajnie wszystko scala :)
Tym razem mam dla Was tylko 3 produkty^^
Stosowaliście któryś z nich?
Używaliście może kosmetyków Lily Lolo?
Podzielcie się swoją opinią :)
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz